ТОП авторов и книг     ИСКАТЬ КНИГУ В БИБЛИОТЕКЕ

А  Б  В  Г  Д  Е  Ж  З  И  Й  К  Л  М  Н  О  П  Р  С  Т  У  Ф  Х  Ц  Ч  Ш  Щ  Э  Ю  Я  AZ

 


Lecz skoro przejdzie wiosna carskiej laski,
Nedzne robaczki traca swoje blaski:
Zyja, do cudzych krajow nie ucieka,
Ale nikt nie wie, gdzie sie w blocie wleka.
Jeneral w ogien smialym idzie krokiem,
Kula go trafi, car sie don usmiechnie;
Lecz gdy car strzeli nielaskawym okiem,
Jeneral bladnie, slabnie, czesto - zdechnie.
Srod dworzan predzej znalazlbys stoikow,
Wspaniale dusze - choc gniew cara czuja,
Ani sie zarzna, ani zachoruja;
Wyjada na wies do swych palacykow
I pisza stamtad: ten do szambelana,
Ow do metresy, ow do damy dworu,
Liberalniejsi pisza do furmana.
I znowu z wolna wroca do faworu.
Tak z domu oknem zrucony pies zdycha,
Kot miauknie tylko, lecz stanie na nogi
I znowu szuka do powrotu drogi,
I jakas dziura znowu wnidzie z cicha;
Nim stoik w sluzbe wroci tryumfalnie,
Na wsi rozprawia cicho - liberalnie.
Car byl w mundurze zielonym, z kolnierzem
Zlotym. Car nigdy nie zruca mundura;
Mundur wojskowy jest to carska skora,
Car rosnie, zyje i - gnije zolnierzem.
Ledwie z kolebki dziecko wyjdzie carskie,
Zaraz do tronu zrodzony paniczyk
Ma za stroj kurtki kozackie, huzarskie,
A za zabawke szabelke i - biczyk.
Sylabizujac szabelka wywija
I nia wskazuje na ksiazce litery;
Kiedy go tanczyc ucza guwernery,
Biezy kiem takty muzyki wybija.
Doroslszy, cala jest jego zabawa
Zbierac zolnierzy do swojej komnaty,
Komenderowac na lewo, na prawo,
I wprawiac pulki w musztre - i pod baty.
Tak sie car kazdy do tronu sposobil,
Stad ich Europa boi sie i chwali;
Slusznie z Krasickim starzy powiadali:
"Madry przegadal, ale glupi pobil".
Piotra Wielkiego niechaj pamiec zyje,
Pierwszy on odkryl te Caropedyje.
Piotr wskazal carom do wielkosci droge;
Widzial on madre Europy narody
I rzekl: "Rosyje zeuropejczyc moge,
Obetne suknie i ogole brody".
Rzekl - i wnet poly bojarow, kniazikow
Scieto jak szpaler francuskiego sadu;
Rzekl - i wnet brody kupcow i muzykow
Sypia sie chmura jak liscie od gradu.
Piotr zaprowadzil bebny i bagnety,
Postawil turmy, urzadzil kadety,
Kazal na dworze tanczyc menuety
I do towarzystw gwaltem wwiodl kobiety;
I na granicach poosadzal straze,
I lancuchami pozamykal porty,
Utworzyl senat, szpiegi, dygnitarze,
Odkupy wodek, czyny i paszporty;
Ogolil, umyl i ustroil chlopa,
Dal mu bron w rece, kieszen narublowal
I zadziwiona krzyknela Europa:
"Car Piotr Rosyja ucywilizowal".
Zostalo tylko dla nastepnych carow
Przylewac klamstwa w brudne gabinety,
Przysylac w pomoc despotom bagnety,
Wyprawic kilka rzezi i pozarow;
Zagrabiac cudze dokola dzierzawy,
Skradac poddanych, placic cudzoziemcow,
By zyskac oklask Francuzow i Niemcow,
Ujsc za rzad silny, madry i laskawy.
Niemcy, Francuzi, zaczekajcie nieco!
Bo gdy wam w uszy zabrzmi huk ukazow,
Gdy knutow grady na karki wam zleca,
Gdy was pozary waszych miast oswieca,
A wam natenczas zabraknie wyrazow;
Gdy car rozkaze ubostwiac i slawic
Sybir, kibitki, ukazy i knuty
Chyba bedziecie cara piesnia bawic,
Waryjowana na dzisiejsze nuty.
Car jak kregielna kula miedzy szyki
Wlecial i spytal o zdrowie gawiedzi;
"Zdrowia ci zyczym", szepca wojownik!,
Ich szepty byly jak mruk stu niedzwiedzi.
Dal rozkaz - rozkaz wymknal sie przez zeby
I wpadl jak pilka w usta komendanta,
I potem gnany od geby do geby
Na ostatniego upada szerzanta.
Jeknely bronie, szczeknely palasze
I wszystko bylo zmieszane w odmecie:
Na linijowym kto widzial okrecie
Ogromny kociol, w ktorym robia kasze,
Kiedy wen woda z pompy jako z rzeczki
Bucha, a w wode sypie majtkow rzesza
Za jednym razem krup ze cztery beczki,
Potem dziesiatkiem wiosel w kotle miesza;
Kto zna francuska izbe deputatow,
Wieksza i stokroc burzliwsza od kotla,
Kiedy w nie projekt komisyja wmiotla
I juz nadchodzi godzina debatow:
Cala Europa, czujac z dawna glody,
Mysli, ze dla niej tam warza swobody;
Juz liberalizm z ust jako z pomp bucha;
Ktos tam o wierze wspomnial na poczatku,
Izba sie burzy, szumi i nie slucha;
Ktos wspomnial wolnosc, lecz nie zrobil wrzatku,
Ktos wreszcie wspomnial o krolow zamiarach,
O biednych ludach, o despotach, carach,
Izba znudzona krzyczy: "Do porzadku!"
Az tu minister skarbu, jakby z dragiem,
Wbiega z ogromnym budzetu wyciagiem,
Zaczyna mieszac mowa o procentach,
O clach, oplatach, stemplach, remanentach;
Izba wre, huczy i kipi, i pryska,
I szumowiny az pod niebo ciska;
Ludy sie ciesza/ gabinety strasza,
Az sie dowiedza wszyscy na ostatku,
Ze byla mowa tylko - o podatku.
Kto tedy widzial owy kociol z kasza
Lub owa izbe - ten latwo zrozumie,
Jaki gwar powstal" w tylu pulkow tlumie,
Gdy rozkaz carski wlecial w srodek kupy.
Wtem trzystu bebnow ozwaly sie huki,
I jak lod Newy gdy prysnie na sztuki,
Piechota w dlugie porznela sie slupy.
Kolumny jedne za drugimi daza,
Przed kazda beben i komendant wola;
Car stal jak slonce, a pulki dokola
Jako planety tocza sie i kraza.
Wtem car wypuscil stado adiutantow,
Jak wroble z klatki albo psy ze smyczy;
Kazdy z nich leci, jak szalony krzyczy,
Wrzask jeneralow, majorow, szerzantow,
Huk tarabanow, piski muzykantow
Nagle piechota, jak lina kotwicy
Z klebow rozwita, wyciaga sie sznurem;
Sciany idacej pulkami konnicy
Lacza sie, wiaza, jednym staja murem.
Jakie zas dalej byly tam obroty,
Jak jazda racza i niezwyciezona
Leciala obses na karki piechoty:
Jak kundlow psiarnia traba poduszczona
Na zwiazanego niedzwiedzia uderza,
Widzac, ze w kluby ujeto pysk zwierza
Jak sie piechota kupi, sciska, kurczy,
Nadstawia bronie jako igly jeza,
Ktory poczuje, ze pies nad nim burczy;
Jak wreszcie jazda w ostatnim poskoku
Targniona smycza powsciagnela kroku;
I jak harmaty w przod i w tyl ciagano,
Jak po francusku, po rusku lajano,
Jak w areszt brano, po karkach trzepano,
Jak tam marzniono i z koni spadano,
I jak carowi w koncu winszowano
Czuje te wielkosc, bogactwo przedmiotu!
Gdybym mogl opiac, wslawilbym me imie,
Lecz muza moja jak bomba w pol lotu
Spada i gasnie w prozaicznym rymie,
I srod glownego manewrow obrotu,
Jak Homer w walce bogow - ja - ach, drzymie.
Juz przerobiono wojskiem wszystkie ruchy,
O ktorych tylko car czytal lub slyszal;
Srod zgrai widzow juz sie gwar uciszal,
Juz i sukmany, delije, kozuchy,
Co sie czernily gesto wkolo placu,
Rozpelzaly sie kazda w swoje strone,
I wszystko bylo zmarzle i znudzone
Juz zastawiano sniadanie w palacu.
Ambasadory zagranicznych rzadow,
Ktorzy pomimo i mrozu, i nudy,
Dla laski carskiej nie chybia przegladow
I co dzien krzycza: "o dziwy! o cudy!"
Juz powtorzyli raz tysiaczny drugi
Z nowym zapalem dawne komplementy:
Ze car jest taktyk w planach niepojety,
Ze wielkich wodzow ma na swe uslugi,
Ze kto nie widzial, nigdy nie uwierzy,
Jaki tu zapal i mestwo zolnierzy.
Na koniec byla rozmowa skonczona
Zwyczajnym smiechem z glupstw Napoleona;
I na zegarek juz kazdy spozieral,
Bojac sie dalszych galopow i klusow;
Bo mroz dociskal dwudziestu gradusow,
Dusila nuda i glod juz doskwieral.
Lecz car stal jeszcze i dawal rozkazy;
Swe pulki siwe, kare i bulane
Puszcza, wstrzymuje po dwadziescie razy;
Znowu piechote przedluza jak sciane,
Znowu ja sciska w czworobok zawarty
I znowu na ksztalt wachlarza roztacza.
Jak stary szuler, choc juz nie ma gracza,
Miesza i zbiera, i znow miesza karty;
Choc towarzystwo samego zostawi,
On sie sam z soba kartami zabawi.
Az sam sie znudzil, konia nagle zwrocil
I w jeneralow ukryl sie natloku;
Wojsko tak stalo, jak je car porzucil,
I dlugo z miejsca nie ruszylo kroku.
Az traby, bebny daly znak nareszcie:
Jazda, piechota, dlugich kolumn dwiescie
Plyna i tona w glebi ulic miejskich
Jakze zmienione, niepodobne wcale
Do owych bystrych potokow alpejskich,
Co ryczac metne wala sie po skale,
Az w jezior jasnym spotkaja sie lonie
I tam odpoczna, i oczyszcza wody,
A potem z lekka nowymi wychody
Blyskaja, toczac szmaragdowe tonie.
Tu pulki weszly czerstwe, czyste, biale;
Wyszly zziajane i oblane potem,
Roztopionymi sniegi poczerniale,
Brudne spod lodu wydeptanym blotem.
Wszyscy odeszli: widze i aktory.
Na placu pustym, samotnym zostalo
Dwadziescie trupow: ten ubrany bialo,
Zolnierz od jazdy; tamtego ubiory
Nie zgadniesz jakie, tak do sniegu wbity
I stratowany konskimi kopyty.
Ci zmarzli, stojac przed frontem jak slupy,
Wskazujac pulkom droge i cel biegu;
Ten sie zmyliwszy w piechoty szeregu
Dostal w leb kolba i padl miedzy trupy.
Biora ich z ziemi policejskie slugi
I niosa chowac; martwych, rannych spolem
Jeden mial zebra zlamane, a drugi
Byl wpol harmatnym przejechany kolem;
Wnetrznosci ze krwia wypadly mu z brzucha,
Trzykroc okropnie spod harmaty krzyknal,
Lecz major wola: "Milcz, bo car nas slucha";
Zolnierz tak sluchac majora przywyknal,
Ze zeby zacial; nakryto co zywo
Rannego plaszczem, bo gdy car przypadkiem
Z rana jest takiej naglej smierci swiadkiem
I widzi na czczo skrwawione miesiwo
Dworzanie czuja w nim zmiane humoru,
Zly, opryskliwy powraca do dworu,
Tam go czekaja z sniadaniem nakrylem,
A jesc nie moze miesa z apetytem.
Ostatni ranny wszystkich bardzo zdziwil:
Grozono, bito, prozna grozba, kara,
Jeneralowi nawet sie sprzeciwil,
I jeczal glosno - klal samego cara.
Ludzie niezwyklym przerazeni krzykiem
Zbiegli sie nad tym parad meczennikiem.
Mowia, ze jechal z dowodcy rozkazem,
Wtem kon mu stanal jak gdyby zaklety,
A z tylu wlecial caly szwadron razem;
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139

ТОП авторов и книг     ИСКАТЬ КНИГУ В БИБЛИОТЕКЕ    

Рубрики

Рубрики